Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/701

Ta strona została przepisana.

— Kto może być ten człowiek zapytał Terremonde Dubiefa, biorco go pod rękę i odchodząc z mm razem.
— Agent tajny policyi, który prowadzi interesa jakiegoś bogacza. A ponieważ obawia się sam skrompromitować w powierzonej ma sprawie, a więc nam płaci, ażebyśmy go wyręczyli.
— I my musimy nadstawiać karku za niego!... Trzeba było zażądać więcej.
— Niema o czem gadać!... Interes wcale niezły, a podkuję się jeszcze lepszym go zrobić skoro się dowiem o co chodzi?
Tak rozmawiając dwaj fałszerze doszli do swego mieszkania.
Zajmowali duży pokój na trzeciem piętrze z oknami na podwórze wychodzącemi, w starym nędznym domu.
Wszedłszy do tego pokoju, zabrali swoje rzeczy, trochę prawdziwych pieniędzy i pewną ilość fałszywych sztuk pięciofrankowych. Resztę pozostawili na stole, na widocznym miejscu.
Zrobiwszy to wszystko, wyszli z domu i udali się po za rogatkę Tronową, ażeby przenocować w którym z hotelów.
Théfer wyszedłszy z kawiarni, wsiadł w dorożkę i pojechał do prefektury, gdzie kazał się zameldować naczelnikowi policyi jako przybywający w pilnym interesie.
— Czy zaszło coś nowego? zapytał tenże urzędnik.
— Tak panie naczelniku. Mam już owych ptaków.
— Dubiefa i Terremonda?
— Tak, właśnie.
— Winszuję ci Théferze... winszuję!... Czy już zaaresztowani?
— Nie jeszcze, za kilka gadzin będę w naszym ręku.
— Wiesz gdzie mieszkają?
— Wiem. Spotkałem ich w szynku, na ulicy Marché-