Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/703

Ta strona została przepisana.

— Niech piorun trzaśnie! pomyślał Dubief skoro dał się poznać. To dopiero zręczna sztuka!
Śniadanie szybko zjedzono, bo Théferowi było bardzo spieszno. Po śniadaniu pojechali wszyscy trzej doróżką do Bagnolet. przy
Policjant kazał stanąć przy wjeździe do wsi i przeszedł pieszo z towarzyszami drogę prowadzącą na płaskowzgórze.
— Uważajcie dobrze na szczegóły tej drogi, którą idziemy, mówił do nich, bo trzeba będzie tu jechać w nocy powozem ze zgaszonemi latarniami.
— Nie obawiał się pan będziemy pamiętali, odparł Dubief.
Przyszli nareszcie do willi pana Servan.
— Czy pan chcesz nam darować to letnie mieszkanie? zapytał śmiejąc Terremonde. Bardzo by mi się podobało, przepadam za wsią i pięknemi widokami.
— Mniemam iż niepozostałbyś w tym domu potem co się stanie, rzekł Théfer.
Ton, jakim zostały wymówione te słowa, przejął dreszczem obu bandytów.
— Po otrzymaniu pieniędzy, mówił dalej, radziłbym wam pojechać do Belgji lub Szwajcaryi. Nie dla tęgo, ażebyście się mieli obawiać, bo wszelkie środki ostrożności będą przedsięwzięte, ale dla uniknięcia nieprzyjemnych spotkań.
— O! to się widać zanosi na coś strasznego!... wyszepnął Dubief. Cóż mamy wykonać?
— Myślicie więc że wam zapłacę dwanaście tysięcy franków, odparł sucho Théfer, za to żebyście palili fajki i podziwiali ztąd widoki Paryża?
Otworzył drzwi, przeszedł wszerz z towarzyszami ogród i wprowadził ich do domu.
Dubief i Terremonde rozglądali się ciekawie.
— Ależ to wspaniale umeblowane! zawołał Teremonde.