Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/721

Ta strona została przepisana.

zaczął po chwili Ireneusz, uciekam więc, bo mam dziś jeszcze dużo roboty. Do wieczora zatem...
Tu mniemany Laureat wyszedł z kawiarni, zostawiając Jana Czwartka w głębokiem zamyśleniu!
Nieufność zaczęła kiełkować w umyśle starego złodzieja. Zapytywał się w głębi duszy, dla czego jego wspólnik okazywał się tak skrupulatnym, opierał się kradzieży i odsyłał pieniądze znalezione w pugilaresie ich właścicielom?
Dla niego jako złodzieja z powołania, interes był zawsze przedeszystkiem interesem.
Skoro można się było dostać do domu pani Dick-Thorn, to czy ona była lub nie była tą kobietą z mostu do Neuilly, nie należało wyjść z próżnemi rękoma, bez niebezpieczeństwa dla Ireneusza Moulin, którego przecie o kradzież nikt by nie posądził.
Po co więc tyle trudności? kiedy z odrobiną dobrej woli, rzeczy by poszły tak gładko?
— Nie!... nie! zakończył Jan Czwartek, ta operacja mogłaby nam przynieść sporo pieniędzy, i ja miałbym się tego wyrzec? To byłoby głupio nad miarę. Jeżeli się tobie niepodoba poczciwcze, to ja sobie drwię z tego. Będę pracował na własny rachunek, co mój dział znakomicie powiększy. Potrzebuję pieniędzy i będę je miał.
Zatopiony w rozmyślaniach Jan Czwartek przeszedł w roztargnieniu Amsterdamską ulicę i wszedł sam niewiedząc kiedy w Berlińską.
Przystanął przed świeżo budującym się domem dla zapalenia papierosa.
Jednocześnie dorożka zatrzymała się o kilka kroków od niego. Spojrzał rozmyślnie ku tej dorożce z której wysiadł jakiś siwowłosy mężczyzna skromnie lecz starannie ubrany.
Jan Czwartek na widok tego człowieka drgnął tak, że