Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/723

Ta strona została przepisana.

— Dla mnie zrobi z pewnością wyjątek.
— Wątpię.
— A ja jestem pewny. Wystarczy gdy jej powiesz że pragnę koniecznie z nią się widzieć, i że przybywam „z Brunoy.”
— Z Brunoy? powtórzył służący.
— Tak, idź i zapytaj.

XXII.

Pani Dick-Thorn kończyła właśnie śniadanie gdy służący zaniepokojony o następstwa swojego czynu, otworzy! drzwi jadalni.
— Czego chcesz? zapytała pani.
— Przepraszam za przekroczenie rozkazu, ale zdawało mi się iż powinienem zawiadomić że jakiś pan żąda koniecznie widzieć się z panią.
— Wiesz dobrze iż nieprzyjmuję nikogo.
— Powiedziałem mu o tem.
— No, i cóż? Nalega i niechce ustąpić. Dał mi swój bilet.
Klaudja spojrzała na bilet na którym było napisane: „Fryderyk Bérard.“
— Nieznam! — zawołała niecierpliwie.
— Ależ on niechce ustąpić...
— To wyrzuć go za drzwi! — Kiedy on wygląda na wielkiego pana... Kazał mi powiedzieć, że przybywa z Brunoy.
Te słowa wywarły piorunujące wrażenie. Pani Dick-Thorn drgnęła i mocno pobladła. Wyrazy te tak proste na pozór, wskrzesiły w jej umyśle złowrogą przeszłość, zbudziły w duszy straszny niepokój.