Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/728

Ta strona została przepisana.

— A gdyś pan sprawdził tożsamość osoby, czy jedynie ciekawość sprowadza pana tu do mnie?
— Ma się rozumieć. Jakiż mógłby być inny powód?
Klaudja gorąco się uśmiechnęła.
— To niepochlebia mojej miłości własnej, odpowiedziała.
— Droga pani, rzekł Jerzy: po tak długim rozłączeniu dziś gdy moje włosy zbielały, komplimenta i z miłości nie byłyby właściwemi. Jedynie szczerość winna panować w naszym stosunku.
— Choćby nawet była ostrą, raniącą? dokończyła Klaudja. A zatem pan niczego się nie obawiasz?
— Niczego! odrzekł Jerzy drżącym zlekka głosem. Żądam wytłumaczenia, ot! wszystko.
— Może to tłumaczenie będzie nieco długie?
— A niemoglabyś pani go skrócić?
— Nie podobna!
— A więc zechciej czas na to poświęcić. Słucham... Jestem na pani rozkazy.
I przechyliwszy się w fotelu Jerzy, zbierał całą uwagę.

XXIII.

— Mamże się cofnąć do początków naszej znajomości zapytała Klaudja.
— Niepotrzeba, rzekł książę. Namiętność z mojej strony, rachuba i ambitne marzenia z twojej, to historje bardzo zwyczajne.
— Opuszczę więc pierwsze lata i przystępuję wprost do zakończenia. Aby się dostać dziś do mnie, użyłeś przed chwilą nazwiska „Brunoy.“