pokojówkę i kazała sobie podać skromną suknię ciemnego koloru.
— Pojadę sama, mówiła sobie, na ulice Pot-de-fer, chcę wiedzieć kto jest ten Fryderyk Bérard, ów zaufany sługa, pod którego nazwiskiem ukrywał się książę. Prócz tego będę miała przyjemność odebrania zaraz pieniędzy. Sto tysięcy franków, to rzecz niemałego znaczenia!...
Pan de la Tour-Vandieu wyszedłszy z domu Klaudyi, miał chód i minę pijanego człowieka. Ledwie się trzymał na nogach, chwiejąc się na każdym kroku.
Cios tak niespodziewany, zgnębił go zupełnie. Nieład zapanował w jego umyśle.
Wynajęta na godzinę dorożka, czekała na rogu Berlińskiej ulicy. Wsiadł w nią i kazał się zawieść na ulicę Pont-Louis-Phillipe.
Dorożka szybko się potoczyła.
Jan Czwartek nie opuścił swojego stanowiska na wprost, mieszkania Klaudyi. czatował na wyjście tego człowieka, którego zdumiewające podobieństwo z owym nieznajomym z mostu de Neuilly tak żywo go uderzyło.
Gdy książę wyszedł po upływie godziny, dążąc do oczekującej nań dorożki, Czwartek szedł za nim w pewnej odległości, widział jak Jerzy wsiadł w dorożkę, lecz zamiast gonić piechotą za kłusującą szkapą, uczepił się z tyłu powozu, w bardzo niewygodnem, ale bezpiecznem położeniu.
Dorożka zatrzymała się na ulicy Pont-Louis-Phillipe przed mieszkaniem Théfera. Pan de la Tour-Vandieu wysiadł i wszedł do domu.
Jan Czwartek zeskoczył wcześniej i odwrócony piecami do wysiadającego, zapalił papierosa szepcąc:
— Nie zapłacił dorożkarzowi, a więc tu nie mieszka. Mimo to do pioruna!... dowiem się gdzie ten ptak ma swoje gniazdo! Niepodobna abym się mylił, tem więcej że on zna
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/738
Ta strona została skorygowana.