Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/739

Ta strona została przepisana.

angielkę z Berlińskiej ulicy. To oni... niezawodnie!.... Przekonam się o tem.
Po chwili księże wyszedł i wsiadł w dorożkę. Jan Czwartek uczepił się mocno w tyle powozu.
Na ulicy Pot-de-fer, dorożka znowu się zatrzymała i tym razem podróżny zapłacił woźnicy za nim przestąpił próg starego pewnego domu.
Jan Czwartek zbliżył się do dorożkarza.
— Hej! kolego... zapytał, czy można cię prosić o pewne objaśnienie?
— To zależy jak jakie objaśnienie.
— Nie obawiaj się... Niemam zamiaru prosić cię o pożyczenie pieniędzy ale przeciwnie, chciałem ci zaproponować kieliszek czegoś orzeźwiającego tam w sklepie na rogu.
— Nie piję nigdy.
— No... no!... to można przyznać że jesteś wyjątkiem między dorożkarzami.
— Nie zawracaj mi głowy daremnie!... Mów czego żądasz?
— Chciałbym się dowiedzieć czy ten pan którego tu przywiozłeś jest zwykłym twoim pasażerem?
— A co cię to może obchodzie?
— Potrzebuję wiedzieć jak on się nazywa.
— To go sam o to zapytaj. Tu dorożkarz zaciął konia, który wyruszył dobrym kłusem a Jan Czwartek został zdumiony na ulicy.
— Niegrzeczny... gbur! — mruknął z cicha, patrząc za oddalającym się powozem. Nie pije, niechce gadać... a to mi dopiero dorożkarz! Pomimo to muszę dojść swego. I wszedł do ciewnej sieni w której pan de la Tour-Vandieu zniknął przed chwilą.