Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/740

Ta strona została przepisana.
XXV.

Odźwierna siedząca przy drzwiach swojej stancyjki, zatrzymała go zapytując.
— A do kogoto? proszę powiedzieć.
Czwartek ukłonił się jej grzecznie, a przywoławszy uśmiech na usta, odrzekł:
— Chciałem właśnie zapytać się panią, czy ten pan, który tu wszedł przed chwilą, mieszka w tym domu?
— Jaki pan?
— Nie młody, pięknie ubrany, z miną wielkiego dygnitarza, przyjechał tylko co dorożką.
Odźwierna przypatrywała się Janowi uważnie, a uznawszy że licho wygląda, zapytała go w miejscu odpowiedzi:
— A dla czego pan pytasz mnie o to?
Stary złodziej zawachał się. Trudno mu było znaleść na razie odpowiedzi. Spróbował jednakże skłamać.
— Bo to widzisz pani, odrzekł, on dał dorożkarzowi widocznie przez pomyłkę dziesięć franków zamiast pięćdziesięciu centymów i ów dorożkarz poczciwy człowiek, mój znajomy, przyseła mnie tu ażeby zwrócić te pieniądze.
— Masz pan je przy sobie?
— Ma się rozumieć. Tu Jan Czwartek dobył z kieszeni luidora.
— Pokaz no pan.
— Oto jest. W zamian powiedzieć proszę jak się ten pan nazywa.
Odźwierna zatrzymała pieniądz.
— Nie potrzeba wiedzieć jego nazwiska aby mu oddać pieniądze. Ja to załatwić zobowiązuję się sama, a jeśli chodzi o nagrodę, masz pan dziesięć sous odemnie.
Jan Czwartek nie śmiał się opierać ani rozpytywać da-