Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/748

Ta strona została przepisana.

Dame-des-Champs. Ztąd bardzo blisko, wprędce tam będziemy, a to najgłówniejsza!
— Nie! — najgłówniejsza rzecz dostać „dryndę,“ a tej jeszcze nie mamy.
— Będziemy ją mieli, bądź spokojny. Mam na to sposób. Trzeba nam tylko poszukać takiego miejsca, gdzie dorożkarze jadają obiady.
— Pytać się o to niepotrzebujemy. Znam na ulicy Zachodniej knajpę, gdzie się stołują dorożkarze.
— Daleko od stacyi policyjnej?
— Dosyć daleko.
— Dobrze. Skoro ci głupcy założą koniowi na łeb worek z obrokiem, już są spokojni i myślą tylko o jedzeniu. Rozumiesz mnie teraz?
— Chodźmy... Zrozumiem jak zobaczę.
— Wyszedłszy ztąd, wdzieję mój brązowy surdut na ubranie. Założę perukę, faworyty i ową rurę ceratową na głowę, a wtedy będę miał minę dorożkarza z pradziadów. Pójdziemy tam, gdzie oni jadają obiady i upatrzymy jaki lekki powozik o tęgiej szkapie. Zdjąwszy jej worek, założymy wędzidło w oka mgnieniu. Ty wejdziesz do knajpy i każesz sobie coś podać dla tego, ażeby mieć oko na drzwi zwrócone. Ja siądę na kozioł i ruszę z miejsca. Deszcz pada, błoto głuszy odgłos podków. Skręcę w bok, dla omylenia ciekawych gdyby byli jacy i ruszymy na ulicę Notre-Dame-des-Champs, gdzie się połączymy... a potem w drogę razem, do krainy złota! Jakże uważasz mój pomysł?
— Świetny! — Mój własny!... ręczę ci słowem!... Przewiduję że będziemy mogli dziś grubo zarobić, jako „fałszywi dorożkarze.“ „Zabierz się“ dorożką jedzie się na dworzec kolei, wiezie się podróżnego nie tam gdzie on chce jechać, ale tam gdzie chcemy aby on jechał. Cóż ty na to?
— Wspaniała myśl zaiste!