— Niema tygodnia w którymbyśmy niewidzieli ich klęczących na grobie i modlących się ze łzami, widocznie to wdowa z synem.
Radość Ireneusza wzrastała z każdą chwilą.
Odnajdzie więc tych, których z takim wysiłkiem poszukiwał daremnie.
— Zkąd pan przypuszczasz — zagadnął dozorca, ażeby ci odwiedzający mogiłę mieli być żoną i synem zmarłego?
— Któżby mógł być innym jak nie oni?
— Czy nie towarzyszy im niekiedy młoda panienka?
— Nigdy.
— Jest żeś pan tego pewien?
— Nieodmiennie.
— I widujesz tę panią, przychodzącą tu co tydzień?
— Tak.
— W dzień stale oznaczony?
— Tego niemogę stanowczo twierdzić zdaje mi się jednak że co Piątek przychodzą tutaj oboje.
— Z rana czy po południu?
— Tak między dziewiątą i dziesiątą rano.
— I zawsze razem oboje?
— Tak było niegdyś, lecz od miesiąca ta dama w podeszłym wieku przychodzi sama.
— Sama? powtórzył mechanik z niepokojem.
— Tak panie. Być może jej syn jest chorym, lub nieobecnym w Paryżu, gdy jednak spotkam i powitam ta biedną