— A tak. W taką, niepogodę można dobrze zarobić. A ty, Sous-Sonci?
— I ja tak samo zrobię, odrzekł dorożkarz znany przez kolegów pod tem nazwiskiem.
— A czy przeprzągłeś?
— O siódmej w Belleville. Pojechałem na Berlińską ulicę i tam trafiła mi się dobra gratka.
— Cóż takiego?
— Spotkałem jakiegoś pana który mi zapłacił za sześć godzin z góry i dał na piwo, abym zajechał o wpół do jedenastej w nocy po jakąś panienkę na ulicę Notre-Damedes-Champs pod Numer 19.
Piotr Loriot podniósł głowę nasłuchając. Przestał jeść.
— Ulica Notre-Dame-des-Champs, Numer 19 powtórzył. Ależ to ja znam ten dom... Przypomina mi się ta cała historja. Tak! jakiś tam klejnocik zapomniany w mojej dorożce. Panienka która się kazała zawieść na schadzkę, na plac Królewski.
— A może to ta sama? podsunął Sous-Sonci.
— Bardzo być może. Ładna co prawda, ale djabelnie bałamutka. I pomyśleć że mój synowiec który nie jest przecie głupcem, byłby się jej dał owikłać, jak pierwszy lepszy dureń!... Biedny chłopiec! Na szczęście ja zbadałem, jak rzeczy stoją i powiedziałem mu: „Stój!... nie rób szaleństwa!” Gdyby nie to, byłby się z nią ożenił!... Teraz już sobie oboje wyperswadowali. Pomyślcie tylko, ile on zawdzięcza mojej dorożce Numer trzynasty? Mówię zawsze że ta cyfra przynosi szczęście. Powiedz mi Sous-Sonci, czy niewiesz czasem jak się nazywa ta panienka którą masz zawieść? — Nazywa się Berta Moneśtier. Mieszka na trzeciem piętrze.
— Toż samo!... przysięgam... to ona! A dokąd ją masz zawieść?
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/751
Ta strona została skorygowana.