Dorożkarze wybiegłszy z pospiechem sprawdzili że Sous-Sonci mówił prawdę.
Piotr Loriot, klął, wymyślał, złorzeczył. Od lat dwudziestupięciu jak był dorożkarzem nie zdarzyło mu się coś podobnego.
Przeszukano sąsiednie ulice, rozpytywano przechodniów. Nikt niemógł dać żadnego objaśnienia.
Idź zawiadomić komisarza policyi i prefekturę, rzekł do niego Sous-Sonci. Ja ruszam w drogę. Przedewszystkiem punktualność.
I pojechał na ulicę Notre-Dame-des-Champs, gdzie jak widzieliśmy przybył w chwili, gdy Dubief umykał ze skradzioną dorożką Nr. 13.
Sous-Sonci pragnąc się wywiązać dokładnie z zadania, zadzwonił, a skoro tylko drzwi się otworzyły, wszedł do stancyjki odźwiernej.
— A to chyba zmówiliście się wszyscy na wieczór dzisiejszy!... ujrzawszy go wykrzyknęła gniewna. Czegóż ty chcesz znowu do czarta?
— Przyjechałem po pewną panienkę, która mieszka w tym domu. Oczekuje na mnie i mam ją zawieść na drugi koniec Paryża.
— Jakże się nazywa ta panienka?
— Panna Berta Monestier.
— Jest to uczciwa panna, a nie żadna tam „panienka.“ Kto cię tu przysłał?
— Pan Ireneusz Moulin.
— Niestety! spóźniłeś się mój chłopcze.
— Jakto... spóźniłem się? Co to ma znaczyć? Na moim zegarku jeszcze pięć minut brakuje do naznaczonej godziny.
— Być może; ale mimo to ktoś inny cię wyręczył.
— Mnie... mnie wyręczył? powtórzył zdumiony dorożkarz. Niechże mi pani to wytłumaczy. Jestem zapłacony i
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/757
Ta strona została skorygowana.