Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/758

Ta strona została przepisana.

chcę uczciwie zarobić te pieniądze. Skoro ta panna miała na mnie czekać, wyjechać przecie niemogła.
— Zdaje się że nie ty tylko byłeś zamówiony do przewiezienia panny Berty dziś wieczorem. Jeden z twoich kolegów, jakiś gruby, niski mężczyzna w piaskowym długim surducie, przyjechał przed dziesięcioma minutami. Miał polecenie od pana Ireneusza Moulin zabrać moją lokatorkę. Wszedł do niej, zeszła i pojechali. Musiałeś minąć się ż niemi w drodze.
— Ależ to być nie może!... odparł zakłopotany dorożkarz.
Odźwierna nie lubiła ażeby o prawdzie jej słów powątpiewano i ująwszy się pod boki wykrzyknęła:
— A ty sobie co myślisz, że ja śnię, czy jestem pijana? Zrywam piersi ażeby mu wytłumaczyć, a ten jeszcze z tego niezadowolony! Skoro nie wierzysz, ruszaj na górę i przekonaj się czy panna Berta jest w domu? Bądź zdrów!... wynoś się swoim kosztem, bo ja spać idę.
Było to jasne że odźwierna żartować niemyślała.
Sous-Souci wyszedł ze spuszczoną głową.
— Do miljon djabłów! zawołał stanąwszy na chodniku i drapiąc się/w głowę. Przecież się nie spóźniłem!... Muszę pojechać na Berlińską ulicę i opowiedzieć jak było, wytłumaczyć dla czego nikogo nieprzywożę chociaż kurs z góry był zapłacony. Niechaj przynajmniej ów pan nie pomyśli żem oszust.
I wsiadłszy na kozioł, wyruszył do pałacyku.


∗             ∗

Przypominamy sobie że Théfer powiedział Jerzemu de la Thour-Vandieu:
— Przyjdę do pana dziś wieczorem.
Wyszedłszy od Klaudyi Dick-Thorn, książę udał się na