ulicę Pont-Louis-Phillipe, gdzie nie zastał swego zaufanego pomocnika, Théfer albowiem wyszedł za sprawami służbowemi. To też wróciwszy do domu, oczekiwał nań z łatwą do zrozumienia niecierpliwością.
O wpół do dziesiątej wieczorem, powóz zatrzymał się przed domem, gdzie zamieszkiwał mniemany Fryderyk Bérard.
Théfer wysiadł z powozu i wszedł.
— No! i cóż? zagadnął, czy książę oddał wizytę pani Dick-Thorn?
— Klaudyi Varni? tak, byłem u niej; odparł Jerzy ponuro.
I obecność waszej książęcej mości wystarczyła do zmięszania szyków nieprzyjaciela?
— Tak sądziłem; lecz na nieszczęście inaczej się stało.
— A więc pani Dick-Thorn ma na prawdę broń w ręku?
— Tak, i co do tej broni właśnie chciałem się ciebie poradzić...
— Pomówimy o tem w drodze.
— Dla czego nie tutaj?
— Bo czas nam już jechać, jeżeli książę chcesz się naocznie przekonać że Berta Leroyer znajduje się w naszej mocy.
— Chcę tego!... A teraz jeszcze bardziej niż przed tem —
— A więc nie ociągajmy się!... Właśnie nadchodzi godzina w której moi ludzie działać poczną.
— A jesteś pewien powodzenia?
— O tyle, o ile mego pewnym być można. Mój plan jest nazbyt dobrze obmyślonym, abyśmy mogli obawiać się nie udania. Ale... niechże wasza książęca mość zaopatrzy się w pieniądze.
— Już to zrobiłem.
— A więc jedzmy.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/759
Ta strona została skorygowana.