Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/76

Ta strona została przepisana.

kobietę, zdaje mi się że z każdym dniem ma posępniejsze spojrzenie i twarz smutniejszą, niż poprzednio.
Powyższe słowa dozorcy złowrogim przeczuciem napełniły serce Ireneusza.
— Pani Leroyer, — pomyślał, — przychodzi tu tylko w towarzystwie syna... Czyliżby Berta umarła?... Teraz ostatecznie przychodzi sama... Jakiż powód tak ważny może powstrzymać Ludwika od tej smutnej pielgrzymki?
Z zaniepokojonym umysłem, duszą przytłoczoną boleśnie, opuścił głowę, nie badając więcej towarzyszącego sobie przewodnika, Książę de la Tour-Vandieu, przyspieszywszy kroku, zbliżał się szybko.
Stróż z Ireneuszem zwrócili się w aleję na lewo, a potem szli ścieżynką między grobami, aż wreszcie zatrzymali się przed kępą krzewów, tworzących rodzaj ołtarza.
— Otóż przyszliśmy, wyrzekł dozorca.
Po za zwieszającemi się ku ziemi gałęziami płaczących brzóz i cyprysów, ukazała się wklęsła płyta z czarnego marmuru, a na niej wyryte to jedno słowo z krzyżem u góry:

„SPRAWIEDLIWOŚĆ!!“

Wgłębienie każdej z tych liter było na czerwono pomalowane. Zdawało się że krew, kropla po kropli spływając we wnętrze marmuru, zakrzepła w nim, aby uczynić niezaginionem jakieś straszne wspomnienie.
Skromna żelazna krata, otaczała mogiłę, na której przewieszone były wieńce z nieśmiertelników.
Tak się przedstawiał grób Pawła Leroyer.
Odosobniony i tajemniczy ów zakątek sprawiał bardzo smutne wrażenie.
Przystanąwszy przed mogiłą Moulin odkrył głowę z poszanowaniem. Głębokie wzruszenie ogarnęło całą jego istotę.
Ukląkł i szeptać zaczął pacierze, poczem myśl jego ubiegła do lat odległej przeszłości.