ment, napisany przezeń w przeddzień śmierci, na mocy którego straciłbym cały majątek...
Théfer drgnął powtórnie.
— I ten testament istnieje? zapytał.
— Istnieje.
— I znajduje się w ręku pani Dick-Thorn?
— Bez najmniejszej wątpliwości.
— Trzeba go jej więc odebrać.
— Napróżno byśmy tego próbowali.
— Dla czego?
— Klaudja szyderczo mi oznajmiła, że ten dokument nie znajduje się w jej domu, albowiem nie ufając mi, złożyła go w bezpiecznem miejscu, po za granicami mej władzy.
Ta kobieta ma spryt nie lada! powtórzył Théfer.
— I jest na wszystko zdecydowaną! dodał pan de la Tour-Vandieu.
— A zatem książę przyjąłeś podane przez nią warunki?
— Prosiłem o zwłokę do dnia jutrzejszego za nim odpowiem. Chciałem się ciebie zapytać pierwej i zasięgnąć twej rady.
— Wasza książęca mość zostałeś przyciśniętym do muru; rzekł agent. Trzeba wybierać pomiędzy skandalem i ruiną, albo spokojną przyszłością okupioną co prawda wielką ofiarą. Dwie kobiety mogą zgubić księcia... Jedna z nich a mianowicie Berta Leroyer przestanie dla nas być groźną, dziś jeszcze. Zostanie tylko druga, Klaudja Varni. Za jaką bądź cenę, zdobyć spokój potrzeba! — Zdarza się