— Jesteśmy, odrzekł w pobliżu Sekwanny.
— A więc niedługo będziemy na Placu Zgoda?
— Zapewne.
Dubief dojechawszy do brzegów Sekwany, skręcił na prawo, zamiast na lewo i jechał brzegiem aż do mostu Austerlitz, do rogatki Bercy i do bulwarów które w owym czasie jeszcze nie istniały.
Milord jako praprawnuk angielskiego konia, pędził bez znużenia.
Wjechali wreszcie na most Austerlitz. Berta ujrzała światło gazowe, odbijające się w czarnych nurtach rzeki.
— Rzecz dziwna... wyrzekła, iż dopiero, teraz mijamy Sekwanę mimo że jedziemy tak prędko. Nigdybym nie sądziła że to tak daleko!
Terremonde nic nieodpowiedział, pomyślał tylko:
— Panienka zaczyna się niecierpliwić... za chwilę zacznie podejrzywać, a skoro jej podejrzenia zamienią, się w pewność, może zacząć krzyczeć, co byłoby dla nas wcale niepożądanem. Trzeba się zabezpieczyć na wszelki wypadek.
I sięgnął do kieszeni paltota, gdzie miał ukryty sztylet, dany mu przez Théfera.
Berta niecierpliwiła się w rzeczy samej. Z oczyma utkwionemi w szybę powozu, patrzyła na nieskończone szeregi ciemnych domów i niemogła rozpoznać strony miasta przez którą jechali..
— Ale ten dorożkarz chyba zabłądził? nagle zawołała. Gdzie on jedzie?
— Niechaj się pani nie obawia, odrzekł Terremonde. Jedzie według rozkazów pana Ireneusza Moulin.
Te słowa uspokoiły, chwilowo obawę wszczętą w sercu dziewczyny.
Przyjechano wreszcie do mostu Bercy. Powóz skręcił na drogę koło okopów. Berta uczuła, że jej serce gwałtownie uderzać zaczyna.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/768
Ta strona została skorygowana.