— Interes załatwiony, rzekł Dubief. A teraz róbcie panowie z tem wszystkiem co się wam podoba... To już rzecz wasza. My uciekamy!
— Radziłem wam odbyć małą, wycieczkę za granicę, rzekł Théfer. Usłuchajcie mnie...
Postąpiemy też według tego.
A dokąd jechać chcecie?
— Do Szwajcaryi... ojczyzny Wilhelma Tella i słynnych Genewskich zegarków... Potrzebuję uregulować mój właśnie.
— Domyślałem się tego... Macie tu dwa paszporta zawizowane. Jedzcie!... Szczęśliwej podróży...
— Dziękuję, odrzekł Dubief, chowając paszporty do kieszeni. Do widzenia panowie... Życzymy powodzenia!
Terremonde otworzył szafę, wyjął z niej duże zawiniątko, które zabrawszy, poszedł za Dubiefem.
— Nic niezapomniałeś? zapytał tenże gdy byli w ogrodzie.
— Nie! — nasze stare ubrania są tu w tej paczce. Za granicą odświeżemy gargerobę, która mówiąc między nami djabelnie tego potrzebuje. Wziąłem także woreczek z piędziesięcioma sztukami naszej monety.
— Czyś ty oszalał!... żeby to zabierać? wykrzyknął z gniewem Dubief. Teraz kiedy jesteśmy bogaci, żeby brać fałszywe pieniądze? Po to chyba, ażeby się skompromitować!... We łbie ci się chyba przewróciło!...
— A więc co zrobić z temi biednemi pieniążkami?
— Rzucić je... nie zatrzymać ani jednego!... Przerzuć mi to zaraz przez ten mur!
Terremonde usłuchał; wyjął z żalem z kieszeni woreczek i całą siłą przez mur go przerzucił.
Woreczek zakreśliwszy łuk w powietrzu upadł w dość znacznej odległości, na brzegu wybranego po gipsie dołu,
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/774
Ta strona została skorygowana.