w głąb którego się potoczył. — Sznureczek którym był związany przerwał się upadając.
Jedna sztuka fałszywej monety, wysunęła się i została na brzegu.
Złoczyńcy doszli do dorożki.
— Siadaj koło mnie, rzekł Dubief, mam z tobą do pomówienia.
Siedli oba na kozioł.
Dubief zaciął konie i powóz zniknął w ciemnościach.
We trzy kwadranse później przebyli rogatki bez przeszkody, a zapaliwszy latarnie zatrzymali się w pobliżu brzegów Sekwany.
Z siadłszy z siedzenia, Dubief zdjął Milordowi wędzidło, przywiązał mu worek z obrokiem, zdjął z siebie surdut dorożkarski, kapelusz, perukę, faworyty, i włożył na głowę swoją starą czapkę wyjętą z kieszeni.
— Cóż ja mam zrobić z temi gałganami? zapytał Terremonde.
— Rzuć je w rzekę... do licha.
— Szkoda! bo to także coś warte.
— Czy chcesz się znowu skompromitować? Ruszaj mi zaraz do wody!
Terremonde zabrawszy rzeczy, poszedł wykonać rozkaz swego towarzysza. Dubief przez ten czas umaczał chustkę w rynsztoku i odkleił czarny papier położony na numerach dorożki Loriota.
Terremonde wrócił z próżnemi rękoma.
— No! a teraz, rzekł, w drogę, do Fontainebleau!
Obaj złoczyńcy ruszyli spieszno na dworzec Ljońskiej drogi żelaznej.
W kilka minut później, patrol policyjny przytrzymał opuszczoną z koniem dorożkę i odprowadził ją na ulicę Pontoise do urzędu policyjnego.
∗
∗ ∗ |