— A czy jesteś pewien że nie żyje?
Agent uśmiechnął się.
— Książę uderzył ją w samo serce, odrzekł, a płomienie pochłaniają w tej chwili jej trupa. Może wasza książęca mość być spokojnym, ale raz jeszcze mówię, pospieszajmy!...
I wziąwszy pod rękę towarzysza, zmusił go pójść przez póle, do ścieżki prowadzącej na dół wzgórza.
Nagle Jerzy drgnął i stanął. Obaj znajdowali się w świetle pożaru. Słup czerwonego dymu podnosił się przed nimi ku niebu.
— Co się stało? zapytał Théfer, czując że starzec drży na całem ciele.
— Dokąd mnie prowadzisz? Zbliżamy się ku domowi!...
— Ależ nie!... niechaj się książę uspokoi. Ten ogień który ztąd widać, pochodzi z pieca w jakim gips wypalają. Co noc pięć albo sześć takich pieców płonie na wzgórzu. Ten dom pozostał za nami. To mówiąc, prowadził spieszno pana de la Tour-Vandieu.
∗
∗ ∗ |
Widzieliśmy że Berta upadła bezprzytomna i krwią zalana pod ciosem mordercy. Zemdlenie jej wszakże więcej wynikało z przestrachu, niż rany.
Dziewczyna nosiła na sercu medaljon zawierający fotografię jej brata. Ostrze puginału napotkawszy opór na metalowej obwódce medaljonu usunęło się na dół, i zamiast zadać cios śmiertelny, zadało tylko głęboką ranę.
Berta zemdlała więc, ale płomienie miały dokonać dzieła mordercy.
Już cały dom płonął. Podłoga pierwszego piętra, zwęglać się poczęła. Podwaliny trzeszczały, gęsty dym napełniał pokoje.
Gwałtowne gorąco ocaliło Bertę, która poruszyła się,