Dziewczyna była również rozumną, jak piękną. Jej położenie jako córki pani domu, nakazywało jej być uprzejmą dla gości. Postanowiła zatom wdzięczną a pełną naiwnością kokieterją, zjednać swego sąsiada, i Henryk mimo że zbrojną miłością dla panny de Liliers doznawał przyjemnego uczucia na widok manewrów ładnej sąsiadki, odpowiadając na nie tą uprzejmością jaka jest zdawkową monetą światowych ludzi, do niczego ich wszakże nie zobowiązując.
Pani Dick-Thorn, wywiązując się doskonale z obowiązków gospodyni domu, niespuszczała oczu z młodej pary.
Wrażenie jakie Oliwja wywarła na Henryku, nie uszło jej uwagi, i zdawało się być dobrą wróżbą dla jej planów.
Obiad zakończył się wesoło.
Henryk podał rękę pięknej sąsiadce, a odprowadziwszy ją do salonu, zbliżył się do Edmunda Loriot.
— Jakże znajdujesz córkę pani Dick-Thorn? zapytał ten ostatni.
— Śliczna!... bardzo mi się podobała, i sądzę że ten kto ją weźmie za żonę, będzie posiadał wiele do szczęścia warunków.
— Czyżbyś wypadkiem nie wzdychał do tego szczęścia? zapytał z uśmiechem Edmund.
— Nie! — a to dla najważniejszej z przyczyn. Zrobiłem już wybór jak ci wiadomo. Kocham pannę de Lilliers i z nią się ożenię. Lecz chociaż serce moje zajęte, nie idzie zatem ażebym miał być ślepym lub niesprawiedliwym.
Stwierdzam jedynie fakt niepodlegający zaprzeczeniu.
— Więc według ciebie, pani Dick-Thorn znajdzie bez trudności męża dla swej córki?