Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/792

Ta strona została przepisana.

— Tak jest, prosiłam. Kochany książę obcym mi nie jest, i sądziłam że mogę napewno liczyć na niego.
— Byłby zapewne bardzo szczęśliwym gdyby mógł przyjechać, niech pani nie wątpi.
— A cóż mu przeszkadzało?
— Najważniejsza z przeszkód, bo nieobecność.
— Nieobecność? powtórzyła Klaudja z zdumieniem. Czyżby ojciec pański wyjechał dziś z Paryża?
— Nie dziś... ale przed kilkoma tygodniami.
— Ależ to być niemoże, ponieważ...
Chciała powiedzieć „ponieważ go widziałam przed kilkoma godzinami“ ale przerwała, zamilkła. Przyszło jej na myśl że ta udana podróż Jerzego w którą nawet syn jego wierzył, musiała mieć za powód jakąś bardzo ważną tajemnicę.
— Bo, dokończyła, ktoś mi mówił, że widział go dziś wychodzącym z pałacu.
— Ten ktoś się pomylił, mój ojciec podróżuje.
— A po jakim kraju?
— Po Włoszech, jak się zdaje.

XXXV.

— Tak sądzisz pan; powtórzyła Klaudja, a więc nie wiesz na pewno?
— W rzeczy samej nie wiem...
— To jest dla mnie zagadką, której wyjaśnienie usłyszeć bym pragnęła.
— Nic prostszego, odparł Henryk. Mój ojciec wyjechał do Włoch, ale niemając powodu któryby go zmuszał jechać tam, a nie gdzieindziej, zmienił w drodze swój pierwotny zamiar.