Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/793

Ta strona została przepisana.

— I nie pisujesz pan do niego?
— Nie pani, bo niewiem dokąd adresować listy.
— Zatem nie odseła się nadchodzących listów do niego adresowanych?
— Byłoby to niepodobieństwem. Wszystkie listy składają się na ojca biurku, w jego gabinecie. Gdy wróci, zastanie tam zaproszenie pani wraz z innemi papierami.
— To dziwne! zawołała pani Dick-Thorn. Jego książęca mość jest jak widzę szczególniejszego usposobienia.
— — Widocznie potrzebował wypocząć, objaśnił młody adwokat. Chciał się usunąć na jakiś czas od wszystkich interesów.
Klaudja zadumała w milczeniu. Myślała sobie:
— Jerzy musi bywać potajemnie nocą w swoim pałacu. dla przeczytania listów przychodzących do niego. Najlepszym tego dowodem jest, że odebrał mój list. Ale dla czego otacza się taką tajemnicą? Muszę ja odkryć co to znaczy? Prosił mnie o zwłokę do jutra pod pozorem że się musi rozmówić z swym synem, a syn myśli że on jest we Włoszech? A więc nie zobaczą się z sobą... Miałżeby zamiar mnie oszukać?
— Nieobecność ojca musi być dla pana powodem wielu kłopotów? dodała głośno.
— Bynajmniej pani.
— A więc to nie pan zarządzasz jego interesami?
— Nie pani, ja niczem się nie zajmuję. Mój ojciec ma pełnomocnika który prowadzi jego interesa.
— Zdaje mi się że niejakiego Fryderyka Bérard?
— Marcina Pigard, pani.
— Który mieszka na ulicy Pot-de-fer...
— Ależ bynajmniej. Marcin Pigard mieszka u nas w pałacu, przy ulicy świętego Dominika.
— Ach! pomyliłam się!... Ten Bérard zajmuje się interesami u kogo innego.