Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/801

Ta strona została przepisana.

podtrzymywana przezemnie, znać opuściła ją w ostatniej chwili. Przelękła się i kazała odźwiernej opowiedzieć tę niedorzeczny bajkę, o jakimś innym dorożkarzu. Ach! nieszczęśliwe te nerwy kobiece. Wszystko przez nie przepada! Tu zajął się swą służbą, walcząc z ogarniającym go niepokojem.
Co chwila spoglądał na zegarek, którego wskazówki wskazywały w pół do pierwszej, a potem pierwszą po północy.
Artyści Teatru Gymnase, przybyli w kostjumach. Goście zajęli miejsca, i pierwsze dźwięki orkiestry zapowiedziały rozpoczęcie się Wodewilu.
Ireneusz skorzystał z wolnej chwili jaką mu dało rozpoczęcie się przedstawienia i poszedł czatować przy oknie wychodzącym na ulicę.
Na kilka minut przed pierwszą, dorożka z koniem pianą okrytym, zatrzymała się przed bramą. Moulin przebiegł schody z szybkością huraganu, i dopadł bramy gdy jednocześnie dorożkarz w nią wchodził.
Woźnica miał minę zafrasowaną.
— No, i cóż? zapytał Ireneusz.
— A cóż? ta pani dotąd niepowróciła.
— Czy podobna?
— Tak. Obudziłem odźwierną, a jeden Bóg wie jak to było trudno! Dałem jej za to franka z własnej kieszeni. Poszliśmy razem do mieszkania tej panny. Dzwoniliśmy, sztukali do drzwi pięściami, nikt nie otworzył!... nikt się nie odezwał.
— A więc stało się jakieś nieszczęście!... wyszepnął Moulin drżącemi usty, podczas gdy wzruszenie oddech mu tamowało.
— Niech pan nieprzypuszcza takich złych rzeczy, odrzekł dorożkarz. Ta pani może była gdzieindziej zaproszona, i niemogła tu przyjechać.