Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/802

Ta strona została przepisana.

Ireneusz nie miał odpowiedzi na tak niedorzeczne przypuszczenie.
— Masz tu swoje pieniądze, rzekł do dorożkarza, kładąc mu w rękę stofrankowy papierek, poczem zawróciwszy się, poszedł na wschody, powoli, chwiejąc się na każdym kroku jak człowiek pijany.
— Oprócz moralnej męczarni doświadczał uczucia fizycznego bólu... Głowa mu pałała, mózg, zdawało się że rozpadnie w kawałki.
Niewierzył już teraz ażeby Berta miała się cofnąć przed zadaniem jakie przyjęła na siebie. Domyślał się jakiegoś podstępu, obawiał się zbrodni. Złowrogie przeczucie odzywało się w jego sercu.
Odpychał ogarniające go czarne myśli, i poszeptywał:
Ha! zajmę się sam tą sprawą, w której ona miała wziąść udział. Panna służąca zastąpi jej miejsce, w tej scenie, w jakiej ona miała wystąpić.
Oklaski rozlegające się w tej chwili, były dowodem że kurtyna zapadła, a po Wodewilu, miał nastąpić antrakt dość długi, ażeby można było przygotować żywe obrazy.
Klaudja wraz z córką, siedziały obok doktora Edmunda Loriot. Henryk de la Tour-Vaudieu rozmawiał z jakimś młodym znajomym adwokatem, którego spotkał pośród zaproszonych. Ireneusz uważając że już pora przygotować wszystko, posłał byłego figuranta w teatrze Ambigu, do Jana Czwartka, siedzącego w przeznaczonym dlań gabinecie, a sam poszedł do służbowych pokojów.
— Panno Ireno, rzekł do młodej panny służącej, sprytnej i zręcznej, przeznaczonej wyłącznie do usług Oliwji, czy mi pani zechcesz wyświadczyć pewną przysługę?
— Dla czego by nie? — panie Laurent, odrzekła pokojówka; o coż to chodzi?