Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/803

Ta strona została przepisana.

— Idzie o zastąpienie artystki, która w ostatniej chwili zrobiła zawód.
— Zrobiłabym to chętnie, panie Laurent, ale czy chęci sprostają potrzebie?
— Nie idzie tu o komedję, ale o żywe obrazy.
Nie będziesz pani miała nic do mówienia.
— Ale za to dużo do obaczenia, odparła panna Irena ze śmiechem. Znam ja te żywe obrazy. To bardzo ładne, ale za mało przybrane, a choć nie jestem świętoszką, muszę się namyśleć zanim wystąpię w kostjumie Ewy przed gośćmi naszej pani.
— Pani Dick-Thorn, nie zniosłaby takich nieprzyzwoitości w swoim salonie, odparł Ireneusz. Osoba jaką masz pani przedstawiać, ubrana jest po męzku, i ma oprócz tego na sobie płaszcz dorożkarski. Najbardziej wymagająca skromność nic temu zarzucić nie może.
— Skoro tak, przyjmuję propozycję.
— Przystajesz więc pani?
— Najchętniej. Gdzież się mam ubrać, i co mam robić?
— Chodź pani ze mną.
Tu poprowadził pannę Irenę do gabinetu, gdzie się znajdował Jan Czwartek, i ów były figurant.
Stary złoczyńca był już ubrany i umalowany. Kończył właśnie charakteryzować swojego towarzysza mającego przedstawiać doktora z Brunoy, niosącego dziecko.
— A panna Berta? — zapytał Jan Czwartek.
— Niemogła przyjechać. Ta pani ją zastąpi.

XXXVII.

Dwaj aktorzy ubrani, ustąpili miejsca pokojówce, która według objaśnień Ireneusza Moulin, przystąpiła do przebiera-