— Panie! wyjąknęła Oliwja, moja matka jest ciągle nieprzytomną... Ja się obawiam!..
— Niech, się pani uspokoi, to kwestja czasu tylko... Niema się czego obawiać.
— Mogę ci temu wierzyć?
— Daję pani słowo honoru! Wkrótce powróci do przytomności.
Oliwja wolniej odetchnęła.
Jednocześnie otworzyły się drzwi salona i Ireneusz Moulin ukazał się w progu.
Przebranie jego i umalowanie, zniknęły bez śladu. Wrócił do postaci Laureata, marszałka dworu.
— Co się to stało panie doktorze? — zawołał. — Pani zasłabła podczas przedstawienia żywych obrazów?.. I zbliżył się do kanapy na której spoczywała Klaudja.
— Edmundowi zdawało się, że w jego głosie poznaje ów dźwięczny glos, który ze sceny wymówił przed chwilą.
Drgnął, i wpatrywał się w Ireneusza, który spojrzał na niego z wyrazem nakazującym milczenie.
— Ależ to przynajmniej niema nic niebezpiecznego, panie doktorze? — pytał dalej.
— Nic niebezpiecznego, ani ważnego, — odparł Edmund. Uspokój pan gości, panie Laureat, możesz im oznajmić, że najdalej za kwadrans pani Dick-Thorn wróci do salonu zdrowa jak przedtem.
— Dajesz mi pan przyjemne polecenie, panie doktorze. Jestem z tego mocno zadowolony... I wyszedł z pokoju pozornie zadowolony.
Cofnijmy się o parę chwil, i zobaczmy co się działo za kurtyną po przedstawieniu sceny morderstwa.
Jan Czwartek i Ireneusz Moulin nie spuszczali oczu z pani Dick-Thorn. Widzieli że zbladła, zadrżała, chciała uciec i upadła wreszcie bez przytomności i siły.