Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/813

Ta strona została przepisana.

— Nie potrzeba, — odpowiedziała pani Dick-Thorn, — sama sobie w tem poradzą. Idź do salonu z doktorem, i powiedz gościom że mi zupełnie już dobrze, oraz że przyjdę za pięć miut najdalej.
— Dobrze mamo.
Oliwja wprowadzona przez doktora, uspokoiła wszystkich. Dyrektor muzyki dał znak i zabawa się rozpoczęła.
Henryk de la Tour-Vandieu, zbliżył się do Edmunda.
— Co się to stało? — zapytał.
— Zemdlała? jak wiesz.
— Tak, ale z jakiego powodu?
— Z powodu jakiegoś wspomnienia z Londynu wywołanego tym niefortunnym obrazem. Pani Dick-Thorn jest nerwowa, i bardzo wrażliwa, oto cały powód.
— A zatem nic podejrzanego?
— Bynajmniej.
Klaudja Varni zostawszy sama podniosła się z kanapy, a poprawiwszy przed zwierciadłem rozpuszczone warkocze, siłą woli stłumiła trwogę, ażeby jasno zbadać położenie. Usiłowała przeniknąć tajemnicę jaka ją otaczała.
— Co to ma znaczyć? zkąd ten straszliwy obraz? — zapytywała siebie. — Kto go rozkazał przedstawić przed memi oczyma, w moim domu na balu?.. Kto przedstawił tę samą z taką przerażającą wiernością? Dwóch tylko ludzi zna najdrobniejsze szczegóły tej chwili. Jan Czwartek i Jerzy de la Tour-Vandieu. Jan Czwartek nie żyje, pozostaje więc książę lecz jakiż by miał interes w wywołaniu skandalu groźniejszego dla niego, niż dla mnie? Nierozumiem... niepojmuję... Szukam, i nic odnaleść niemogę! Miałżeby to być wypadek? pomimowolny traf losu.
Może jest jakiś rysunek przedstawiający tę zbrodnię na moście de Neuilly, i artyści bez żadnej złej myśli wzięli