Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/834

Ta strona została przepisana.

stryju powód bytności panny Monestier na placu Królewskim i cel jej wczorajszej wycieczki, sam wtedy przyznasz że sądząc z pozorów wygłaszamy często wtaczające zdania o niewinnych całkiem osobach.

III.

— Być może... — rzekł na wpół przekonany Loriot. — Ale czy możesz zaraz mi dać potrzebne w tej mierze objaśnienia?
— Nie stryju! — czas jeszcze na to nie nadszedł. Upewniam cię jednak, że panna Berta jest godną, mojej miłości.
— Chcę temu wierzyć, jakkolwiek nie lubię wszelkich tajemnic.
— A jednak każda rodzina prawie ma jakąś tajemnicę familijną, mniej lub więcej straszną.
Mamy przed sobą właśnie jedną z bardziej ciekawych lecz bądź cierpliwym stryju, chwila wyjaśnienia jest blizką.
— Jeżeli się nie mylisz, tem lepiej dla ciebie ale ja nie będąc zakochanym, jestem niewierny jak Tomasz, i dotąd niezmienię zdania dopóki palcem nie dotknę rany.
— Z chęcią mój stryju pokażę ci tę ranę, i dotknąć jej pozwolę.
Silne zadzwonienie u drzwi wejściowych przerwało dalszą rozmowę.
— Zdaje się że przychodzą po ciebie i to zapewnie do niebezpiecznie chorego pacjenta, — rzekł Piotr Loriot.
— Proszę pana, — zawołała ukazując się służąca, — jakiś pan pragnie pomówić z panem doktorom na osobności.
— Czy chory?
— Niewiem tego; kazał mi tylko powiedzieć, że się nazywa Ireneusz Moulin.