Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/837

Ta strona została przepisana.

— Nie! — na nieszczęście nie wiem. Gdybym coś wiedział, pociągnął bym już do odpowiedzialności tego hultaja, który dopuścił się takiego figla.
— Zatem pan odnalazłeś swoją dorożkę?
— Tak, ale ani koń, ani dorożka w niczem objaśnić mnie nie mogą.
— Kto to wie? panie Loriot; odparł poważnie Moulin.
— Jak to? — kto wie... Czy pan żartujesz ze mnie?
— Nie miałem tej myśli, upewniam. Otóż przypuśćmy za chwilę, że pańska dorożka służyła do uwięzienia panny Monestier...
— Przypuśćmy że tak było...
— A zatem kto wie czy nie odnajdziemy jakiego śladu któryby ten nasz domysł potwierdził. Może z dorożki odgadniemy gdzie pannę Bertę uprowadzono.
Piotr Loriot przecząco potrząsnął głową.
— Szukałem starannie, odrzekł, alem nic nie odnalazł.
— Poszukamy powtórnie, jakkolwiek nie robię sobie w tym razie nadziei. Wszystko to tak przebiegle było obmyślonem, że odkrycie niepodobieństwem być się wydaje.
Woźnica wynajętej przezemnie dorożki mówił, że użyto mojego nazwiska, ażeby skłonić pannę Monestier do wyjazdu.
— A więc ktoś musiał o tem wiedzieć panie Moulin, — przerwał Edmund, że panna Berta zamierzała jechać na Berlińską ulicę.
— Nikt o tem nie wiedział.
— Ależ to niepodobna!
— A jednak tak jest, i gdybym sam się o tem nie przekonał nie uwierzyłbym nikomu!
— Panie Ireneuszu, zagadnął po chwili doktór, kogo pan posądzasz o to nikczemne porwanie?
— Nie posądzam nikogo, lecz obwiniam nieznanych mi a potężnych nieprzyjaciół, którzy nam zaprzysięgli zgubę. Wszakże przed kilkoma tygodniami mnie uwięziono, osadzo-