Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/840

Ta strona została przepisana.

— Masz pan słuszność!.. zawołał Ireneusz ale mów do czego zamierzasz dalej.
— Do nader prostego wniosku. Ponieważ moja dorożka była wspólniczką, wyprawy, należy się więc dowiedzieć gdzie noc spędziła?
— Ha! gdyby to było możebne!..
— Postaram się o to. Wprawdzie moja trzynastka nie przemówi, ale policja objaśnić mnie musi.
— Nie spodziewaj się pan tego. Upewnić cię mogę że policja odmówi dochodzenia tak błahej sprawy, jaką jest zabłąkanie się konia pozostawionego bez dozoru.
— I na to wynajdę sposób. Zaniosę skargę gdzie należy, i poprę ją, złożoną kaucją.
— Dobrze to bardzo w projekcie, ale powiedz pan na jakiej zasadzie zaniesiesz skargę i z jakiej przyczyny będziesz żądał śledztwa?
— Powiem, że w pudle powozu pod poduszkami znajdował się mój paltot a w kieszeni paltota ważne papiery i dokumenta, które mi ukradziono.
— Wyborny pomysł... — zawołał Mouliu.
— A teraz jadę do siebie, — mówił Piotr dalej. — Zabiorę potrzebne pieniądze i zawiozę skargę do prokuratora. Jestem pewien, że wynajdę tych nikczemników, z przyczyny których musiałem noc całą brodzić po błocie wśród ulewnego deszczu.
— Nie potrzebujesz wracać po pieniądze do swego mieszkania mój stryju. Służę ci całą moją kasą, — rzekł Edmund.
— Chętnie skorzystam z twej propozycji, po wczorajszej nocnej wędrówce, czuję się nieco słabym. Daj więc mój chłopcze trochę swoich luidorów, trzeba kuć żelazo póki gorące.
— Gdyby mi wolno było, — wtrącił nieśmiało Moulin,