Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/844

Ta strona została przepisana.

Trzeba jednak brać się do dzieła, na pośpiechu zyskać możemy. Samo przypuszczenie, że biedna Berta daremnie wzywa naszej pomocy, omal że do szaleństwa mnie nie doprowadza. Cóż pan więc obmyśliłeś, panie Ireneuszu?
— Przedewszystkiem niech stryj pański wniesie skargę do policyi.
— Zaraz to uczynię, ale pozwólcież mi przed tem zjeść śniadanie. O głodzie nie wiele co udać się może. Ale... dajcież mi ten guziczek od trzewika.
Moulin podał przedmiot żądany, a Piotr schował go starannie do portmonetki.
— Teraz na mnie kolej, — rzekł były marszałek pani Dick-Thorn, jadę na berlińską ulicę by powiadomić moją chlebodawczynię, że natychmiast opuszczam jej służbę. Potrzebuję całej swobody umysłu i wiele czasu. Nieomieszkam wszakże pilnować jej zdała, na tem skorzystać tylko możemy.
— Ja zaś — dodał Edmund, — niemógłbym w obecnych okolicznościach pozostać bezczynnym. Będę więc przepatrywał okolice Paryża te, któreś mi pan wskazał. Gdzie i kiedy spotkać się będziemy mogli?
— Co wieczór przyjdę do pana dla wzajemnego porozumienia się i ułożenia nowych planów.
— Pan mieszkasz zawsze na placu Królewskim?...
— Od dziś się wyprowadzam; wieczorem powiadomię pana gdzie mieszkać będę. Do widzenia zatem dziś wieczorem.
Ireneusz po serdecznem uściśnieniu dłoni, pożegnał stryja i synowca, wskoczył do Oczekującej na siebie dorożki, i szybko odjechał.
Piotr Loriot zjadłszy śniadanie u Edmunda, pojechał do pałacu Sprawiedliwości.
Pani Dick-Thorn upadająca od znużenia i wewnętrznego niepokoju, przez całą noc oczu nie zamknęła. Widziadła