Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/845

Ta strona została przepisana.

przeszłości zapełniały jej wyobraźnię, przedstawiając w czarnych kolorach tak błogo przed chwilą wymarzoną przyszłość.
Wstała około dziesiątej rano, a ubrawszy się spieszno kazała przywołać kamerdynera.
Powiedziano jej, że pan Laurent wyszedł za interesami, co jej nie zadziwiło bynajmniej.
W kwadrans później wychodziła z pałacu.
Czytelnicy odgadują zapewne dokąd się udawała> Szła ona do księcia de la Tour-Vandieu, którego posądzała o nasłanie Jana Czwartka. Tak jak przed laty użył go do morderstwa, myślała, tak go dziś nasłał do kradzieży.
Z wściekłością w sercu, groźbą na ustach, zdążała do swego dawnego kochanka, pragnąc zedrzeć maskę z twarzy Fryderyka Bérard, i zawładnąć nim jak dawniej strasząc publicznym skandalem. Słowem była na wszystko zdecydowaną.
W najętym ekwipażu kazała się zawieść na ulicę Pont-dever.
Nie będąc powiadomionym o mojej wizycie, mówiła sobie, nie zabroni mi wstępu do swojej kryjówki. Nic mnie już zresztą powstrzymać nie zdoła, stawiłam wszystko na jedną kartę.
Wyprzedzimy Klaudję u Jerzego.
Po rozstaniu się z Théferem, zbity moralnie i fizycznie książę, powrócił do swego mieszkania.
Wrażenie dnia tego zarówno silne na Berlińskiej ulicy, jak i przy pożarze, odebrały resztę siły ducha. Daremnie rzucił się na łóżko wzywając snu na znużone powieki.
Nocne wspomnienia sprawiły mu niewysłowione męczarnie, rozpalały krew w żyłach sprowadzając gorączkę.
Miał wciąż przed oczyma ten straszny dramat, zakończony pchnięciem noża i łuną pożaru. Drażł na myśl popeł-