Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— Bawić się? powtórzył z uśmiechem Henryk, och! w prędce by mnie to znudziło!
— Większą więc znajdziesz przyjemność stawszy się „obrońcą wdów i sierót?...“ — zagadnął książę z ironją.
— Nie szukam przelotnych rozkoszy, lecz trwałego szczęścia, i tu właśnie je znajdę.
— Ha! różne są gusta i upodobania — mruknął starzec.
— Dla niektórych ludzi potrzebne zajęcie bywa rzemiosłem...
— Jest ono nim i dla mnie, skoro zostałem adwokatem.
— Niepojmuję twego uporczywego dziwactwa! — zawołał książę. Czyż potrzebujesz zarabiać na życie, będąc tak bogatym?
— Postanowiłem mimo to pracować. „Wdowy i sieroty jak mówiłeś ojcze przed chwilą, znajdą we mnie bezpłatnego i żarliwego obrońcę.
— Jest to warjactwem z twej strony!..
— A zatem najgorętszem mojem postanowieniem.
— Każesz się więc zapisać na listę adwokatów jako markiz de la Tour-Vandieu?
— Nie!... wprost tylko Henryk de la Tour-Vandieu.
— Tytuł jaki nosić mi dano, mógłby odstręczyć odemnie ubogich, nieśmiałych klientów, a im to przedewszystkiem pożytecznym być pragnę.
— Eh! wolę ustąpić niż z tobą dyskutować, zawołał niecierpliwie książę. Rozrządzaj sobą, jak zechcesz!
— Niepodoba się tobie zatem ojcze moje postępowanie?
— Zadziwia mnie ono... ot i wszystko, Zresztą oddaję ci sprawiedliwość... Jesteś dobrym synem... Wolałbym jednak widzieć cię bardziej światowym..! błyszczącym wśród naszych towarzystw. Każdy wszelako pojmuje szczęście inaczej. Zmuszać cię do zmiany zapatrywań nie będę. Powtarzam, czyń co chcesz i jak chcesz, rządź sobą.