Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/850

Ta strona została przepisana.

mu mówiono. Pokwitowanie pozostawione przez rzezimieszka, przywiodło go nakoniec do przytomności.
Zachwiał się pod tym nowym a nieprzewidzianym ciosem. Oczy mu krwią, nabiegły a biała piana pojawiła się na ustach. Przerażenia graniczące z szaleństwem zawładnęło całą jego istotą.
— Jakto? — zawołał przygasłym głosem, — Jan Czwartek żyje... i jest w Paryżu?... Ten nędznik posiada dowód naszej zbrodni? Ha! jeśli tak, zginęliśmy teraz bez ratunku.
Niezdolny opierać się dłużej strasznemu wrażeniu, runął na poblizkie krzesło.
Po chwili jednak wróciła mu dawna energja. Zerwał się jak za dotknięciem iskry elektrycznej mówiąc z pośpiechem:
— Wszystkie więc moje starania i zabiegi miałyby się obrócić w niwecz? W chwili kiedy usunąłem wszystko, nawet wspomnienia przeszłości, zabijając córkę skazanego, taż sama przeszłość zmartwychstaje w osobie Jana Czwartka!... A zatem do szeregu moich zbrodni, bezpożytecznie dołączyłem ostatnią!... Przekleństwo mil... Biada mojej głowie!!...
Klaudja patrząc na Jerzego niepojmowała słów jego, nierozumiała przestrachu. Widoczna zmiana na jego twarzy, przekonywała ją, że książę nie odgrywał komedyi. Nawet najdoskonalszy aktor niemógłby lepiej uplastycznić przerażenia i rozpaczy.
— A zatem nie wiedziałeś, że Jan Czwartek żyje? — zapytała.
— Przysięgam na wszystko!... — odrzekł, zrywając z szyi krawat który dusił go prawie, — przysięgam!.... że o niczem nie wiedziałem!... I wolałbym te przeklęte papiery u ciebie pozostawić, jak być na łasce u takiego łotra!
— A więc nie dla ciebie wykradł je on tej nocy?