Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/851

Ta strona została przepisana.

— Nie! po sto razy nie!... Czyliż posądzasz mnie o utratę umysłów, bym taką tajemnicę zawierającą życie i mój honor, oddał w ręce podłego człowieka?... w ręce mordercy?... Z góry byłbym przewidział, że posiadając papiery nie omieszka z nich skorzystać na twoją zgubę, mszcząc się za otrucie, o jakim wie niewątpliwie. Niebezpieczeństwo jest wielkie rozbicie niezawodne. Wpływając do portu, tracimy życie. Usunąłem wszystko, by choć na starość zakosztować spokoju. Widocznie inaczej mi przeznaczono. Czy przypominasz sobie bruljon listu pisanego do mnie z Anglji?
— Przypominam sobie, lecz zdaje mi się, że niewymieniałam w nim żadnego nazwiska, — odparła pani Dick-Thorn.
— Wspomniałaś w nim plac Zgody, most zwodzony, most w Neuilly, i dzień 24 Września 1837 roku.
— To prawda.
— A więc ten bruljon listu dostał się do rąk pewnego człowieka, ucznia Pawła Leroyer, i ten człowiek postanowił prawdy dochodzić!
— Boże! — zawołała Klaudja załamując ręce.
— Uspokój się list ten spaliłem, Ireneusza Moulin obezwładniłem chwilowo, a sierotę po Pawle Leroyer, zabiłem!
— Zabiłeś!... — powtórzyła Kluudja, — własną ręką zabiłeś?

VII.

— Tak, sam ją zabiłem, — odparł Jerzy z nieukrywanym cynizmem. Przygotowałem sobie grunt do obfitego żniwa. Schwytany chwilowo w gęstą matnię, pozrywałem sieci by się uwolnić. Wyprawa była po mojej stronie. Tymczasem wzrosła jak z pod ziemi Jan Czwartek, i niweczy