Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/852

Ta strona została przepisana.

wszystko!... Skoro ciebie wynalazł, nie ulega wątpliwości że i do mnie trafi! Pojmujesz teraz zapewne dla czego książę de la Tour-Vandieu ukrywa się pod przybranym nazwi- Fryderyka Bérard?
— Ach! — zawołała Klaudja, — — gdzie szukać tego Jana Czwartka? Jakim sposobem wykryć jego schronienie?
— Niepodobna wzywać policji na pomoc, — rzekł książę. — Przytrzymanie człowieka, który niegdyś był ślepym naszym narzędziem, zaprowadziłoby nas nad brzeg przepaści.
— Przedawnienie sprawy, ocala nas po części, — wtrąciła pani Dick-Thorn.
— Zbrodnia wczoraj przezemnie dokonana nie uległa jeszcze temu prawu; — odparł Jerzy. — A wstyd i skandal, to rachujesz za nic? — Denuncjacja Jana Czwartka sprowadziłaby natychmiastowe śledztwo. Ireneusz i Berta Leroyer musieliby stanąć jako świadkowie.
— A zatem Jan Czwartek działał na swoją rękę? — przerwała Klaudja. Zdradziłam się niemogąc znieść na scenie tego obrazu.
— O jakim obrazie mówisz? — pytał książę.
Pani Dick-Tliorn w krótkich słowach opowiedziała szczegóły.
— To co przed dwudziestoma lały, nie udało się nam, musi udać się teraz! — zawyrokował książę. Jan Czwartek zginąć musi!... Ale gdzie odnaleść tego nikczemnika?
Turkot nadjeżdżającej dorożki przerwał dalszą rozmowę.
Jerzy podbiegł do okna, a uchylając zasłonę:
— To Théfer!.. Théfer! — zawołał radośnie.
— Któż to jest ten Théfer? — zapytała Klaudja.
— Agent policji, przezemnie protegowany, a który na to służy mi pożytecznie i wiernie. To człowiek pełen genialnych pomysłów!... to mój przewodnik... moja prawa ręka, słowem, moje „ja“ drugie!...