Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/854

Ta strona została przepisana.

— Tak, niestety.
— Musiało więc zajść coś nieprzewidzianego i naglącego? Czy wolno wiedzieć co zagraża waszej książęcej mości?
— Nieprzyjaciel; nasz wróg nieprzejednany.
— Ireneusz Moulin?
— O! nie... Tego niemam się powodu obawiać.
— Kogóż więc zatem?
— Wspomniałem panu kiedyś o człowieku którego przed dwudziestoma laty użyłem jako narzędzia w sprawie na moście Neuilly. Przypomina pan sobie?
— Pamiętam doskonale!.. ale i to także pamiętam, że książę mi mówił o nim jako o człowieku nie żyjącym.
— Myliłem się; żyje on, na nasze nieszczęście.
— To zła sprawa; rzekł Tréfer potrząsając głową. A czy odnalazł księcia?
— Mnie nie; ale panią.
— Wszedł do mego mieszkania dzisiejszej nocy dodała Klaudja, wyłamał zamek, i zabrał z biurka pugilares, zawierający znaczną sumę pieniędzy. Na miejsce skradzionych banknotów, bezwstydny łotr tę kartę mi oto pozostawił.
Agent z uśmiechem na ustach przebiegł pokwitowanie Jana Czwartka.
— Dowcipny i sprytny człowiek, wyrzekł po chwili. Czuje się zabezpieczonym od wszelkich poszukiwań, mocą wspólnej tajemnicy. Daje wyraźnie do zrozumienia że jest to tylko „zaliczka“. Należy się spodziewać że o wypłatę całej należytości niedługo się upomni.
— Théferze! — zawołał Jerzy błagalnie. Tyle razy dawałeś mi dowody swojej życzliwości. Słuchając rad twoich zawsze dobrze wychodziłem, ratuj mnie i teraz! — Trzeba odnaleś tego nędznika!
— To będzie trudne... a może nawet i niemożebne.
— Opuszczasz mnie więc w takiej strasznej chwili?