Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/857

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję ci za twą życzliwość Theferze, rzekł Jerzy.
Agent bezpieczeństwa wyszedł z tryumfującym uśmiechem; idąc po schodach myślał sobie.
— Za tę nową robotę każę ja zapłacić wam po książęcemu. Teraz stanowczo powiedzieć mogę, że jestem bardzo bogatym.
— Ten człowiek, mówiła Klaudja po wyjściu Téfera, będzie nam służył z całą gorliwością.
— Wierzysz więc teraz że cię nie okłamywałem zapytał Jerzy.
— Wierzę ci w obec grożącego niebiezpieczeństwa, łączymy się z sobą jak niegdyś.
— Sądzę że przyszłość nie rozdzieli nas z sobą tak prędko.
— Niezaprzeczam, ale na teraz pożegnać cię muszę.
— Już? — zawołał z uprzejmością książę.
— Przygotowania do zmiany lokalu, wiele ci czasu zabiorą.
— Nadmieniłaś mi że cię okradziono, rzekł książę zmieniając ton rozmowy. Zapewne potrzebujesz pieniędzy?
— Zgadłeś; wdzięczną ci jestem za względność.
Jerzy podpisał nowy czek, i uściśnieniem ręki pożegnał dawną kachankę.
Zbytecznem byłoby wyjaśniać że ta cała serdeczność ze stron obu była tylko zręcznie odegraną, komedją.
W godzinę potem, pan de la Thour-Vandieu wynajął w Batignolles przy ulicy św. Stefana mały pawilon bez odźwiernego. Okna jego wychodziły na ogród, otoczony wysokim murem.
Mieszkający w pobliżu tapicer, umeblował mu na prędce mieszkanie do którego mniemany Fryderyk Bérard wprowadził się jeszcze tego wieczora oznajmiwszy wprzódy odź-