rzył. Skarb ten w całości do mnie należy. Jestem pewien że owa zacna dama z mostu de Neuilly nie pójdzie ze skargą na mnie do prokuratora. Nie myślę także nic dać Ireneuszowi, bo przez jego głupią skrupulatność, omal nie utraciłem całej zdobyczy. Nie pojmuję dla czego stawiał mi przeszkody, skoro nie chciał na to pozwolić, nic nie dostanie. Zresztą jest to zaliczka zaciągnięta na mój osobisty rachunek. Sto tysięcy franków!.. to nie fraszka.
Kobiety nosić mnie będą na rękach!.. Ile to kieliszków dobrego wina wypić za to można!
Na myśl oczekujących go przyjemnościach, biegał jak szalony po pokoju.
— Dość tego! — zawołał po chwili. O bym tylko zmysłów nie postradał z radości. Taka wesołość nie przystoi mojemu wiekowi. Lepiej obmyślmy jaką bezpieczną kryjówkę na moje skarby, bezpieczniejszą od kasy ogniotrwałej.
W tym celu, zaczął chodzić po swojem mieszkaniu, upatrując dogodnego miejsca. To jednak co zakończył, nie odpowiadało jego wymaganiom. Wreszcie na grawerskim warsztacie spostrzegł blaszane pudełko średniej wielkości, stojące tam bez użytku.
Powkładał w nie banknoty, pozostawiwszy sobie tylko trzy tysiące franków na bieżące wydatki, owinął starannie pudełko, i wyszedł z mieszkania.
Podwórze na które wychodziły okna jego sypialni nie było brukowane. Tu i owdzie rosły nędzne krzaki bzu, nie pielęgnowane, a kto wie nawet czy i sadzone ludzką ręką.
Zaniedbanię panowało w tym zakącie wszechwładnie.
Upatrzywszy miejsce dogodne między krzakami zako-