Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/863

Ta strona została przepisana.

pał pudełko z pieniędzmi, a udeptawszy dobrze, spokojny wrócił do domu.
— Wynalazek bez rządowej gwarancyi!... wyszepnął śmiejąc się żartobliwie. Do takiej kasy, tylko wytrawny złodziej dostać się może. A teraz, dalej w drogę! — należy mi się trochę odpoczynku po tych wszystkich kłopotach. Sądzę że za trzy tysiące franków, dobrze ubawić się można.
Mimo że miałem przed chwilą wyrzucić ten stary pugilares, któż mi jednak zabroni wziąść go do swego użytku? Jest wprawdzie nieco zaduży, ale to tem szykowniej będzie wyglądało.
Włożywszy więc weń przygotowane pieniądze wyruszył do sławnej naówczas knajpy Niqueta.
Był to punkt zborny różnej kategoryi łotrów i złodziei. Sale były przez całą noc otwarte, a napływ gości tak wielki, że z trudnością tam miejsce wynaleść sobie było można.
Wszedłszy tam Jan Czwartek, za pomocą łokci przedostał się do ostatniego gabinetu. Z wewnątrz, dochodziły głosy wesołych śmiechów i żartów.
Nasz rzezimieszek zapukał do drzwi.
— Proszę wejść!... — ozwał się głos jakiś.
Zaledwie Czwartek ukazał się w progu, zebrane tam towarzystwo składające z siedmiu ludzi na wpół pijanych, powitało go wesołemi okrzykami.
— Kochani towarzysze!... — zaczął poważnie Jan Czwartek; — wasza przyjaźń, wielki mi zaszczyt przynosi, przekonam was wkrótce że na nią zasługuję. Powracam ze wsi, gdzie mnie nie lada szczęście spotkało. Otrzymałem spadek po moim wuju. Sumka wprawdzie nie wielka, ale wystarczy, na wygodne życie i ugoszczenie moich przyjaciół. Zaczynam więc od dzisiaj. Zapraszam was na kolację i na śniadanie Pojedziemy do Asnieres. Jeżeli czas wam pozwoli, możemy się udać i na obiad, na wyspę Saint-Ouen a^pobiedzie