Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/865

Ta strona została przepisana.

— Jakto okradziono? — zawołał urzędnik, wszakże panu zwrócono wszystko w całości?
— Przeciwnie, nie chodzi tu bowiem teraz o moją dorożkę.
— Skradziono więc panu coś innego?
— Opowiedz że mi pan więc szczegóły, ale w krótkości, bo czas dla mnie bardzo jest drogim.
— Wyjechawszy po obiedzie na miasto, wstąpiłem na kieliszek wina do kupca, przy ulicy de l’Ouest, zaczął Loriot, i w skrzynce w siedzeniu powozu zostawiłem paltot, w którego kieszeni znajdował się pugilares z licznemi notatkami i pięćset franków gotówką. Wszysto to razem skradziono mi wczoraj.
Piotr Loriot kłamał jak wiemy, lecz wiemy zarówno cel owego kłamstwa.
Słysząc to nędznik, zmarszczył czoło.
— To co mi pan mówisz, zmienia zupełnie postać rzeczy, odrzekł. Skoro dorożkę pozostawiono na publicznej drodze, można byłoby sądzić iż ktoś dopuścił się figla bez chęci szkodzenia. Teraz wszelako, na poważniejszą zakrawa to sprawę.
— Tak panie, na poważniejszą nawet niżeli się panu wydaje, odparł Loriot. Sam pan komisarz osądzi, skoro posłucha spostrzeżeń jakie poczyniłem obejrzawszy moją, dorożkę.
— Dobrze; ale odpowiadaj pan przedewszystkiem na moje zapytania.
— Słucham pana komisarza.
— Dla czego wczoraj wnosząc tu skargę nie wspomniałaś pan nic o paltocie ani o pieniądzach?
— Oszołomiony wypadkiem, w pierwszej chwili o tem zapomniałem, odparł Piotr nie tracąc spokoju.
— A czy jesteś pewien że je tam miałeś?
— Jaknajpewniejszy. Przypominam sobie nawet że