Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/869

Ta strona została przepisana.

nieprzyjaciel! — Szło im głównie o to ażeby działać potajemnie.
— Na czem opierasz swoje dowodzenia, objaśnij nas proszę.
— Raczcie panowie spojrzeć na numer dorożki, widocznie był zalepiony papierem. Ślady tego jeszcze dziś pozostały.
Gdyby spojrzenie mogło zabić człowieka, błyskawica wybiegła z oczu Théfera byłaby zadała cios śmiertelny Piotrowi.
— Słuszną zrobiłeś uwagę mój przyjacielu; odparł naczelnik, rozmyślnie ukradziono ci dorożkę. Przedsięwzięte z ich strony ostrożności, otwierając pole szerokim domysłom. Trzeba się koniecznie dowiedzieć do czego ją użyto.
— Do uprowadzenia kobiety; odrzekł stanowczo Loriot.
— Kobiety? — powtórzył naczelnik.
— Tak panie; jestem tego pewny, mam nawet dowód... Oto jest.
To mówiąc, wyjął z kieszeni guziczek, znaleziony w dorożce przez Ireneusza.
— Guzik, od damskiego bucika?
— Tak panie. Zmieniwszy konie po obiedzie nie woziłem dotąd nikogo. Z przed winiarni zabrano mi moją dorożkę.
— Nie ulega więc wątpliwości że jechała kobieta. Tego tylko roztrzygnąć nie jesteśmy w stanie czy była ofiarą lub wspólniczką zbrodni. Czas może tylko objaśnić nas w tym razie.
— Daj Boże! — dodał Piotr Loriot.
— Czy pan masz jeszcze co do powiedzenia?
— Obecnie nic więcej.
— Znamy pańskie nazwisko i miejsce zamieszkania, możesz się więc pan oddalić, z tem przekonaniem, że gorąco weźmiemy się do dzieła.
— Czy mam złożyć kaucję, panie naczelniku?