Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/874

Ta strona została przepisana.

— Ma się rozumieć chociaż wyznam, że to niełatwe zadanie.
— Weźmy drabinę.
— Nasze drabinki górnicze niedostateczne będą, ku temu. Rachuj, że przeszło trzydzieści stóp oddziela nas od tej nieszczęśliwej.
— A więc, zwiążmy dwie drabiny razem.
— Dobrze mówisz. Biegnij po nie Grandchamps, a ja się zajmę dostarczeniem sznura.
— W kilka chwil wszystko było gotowe. Związane drabiny sięgały do krzaków.
— Trzymajcie mocno u spodu, — rzekł Simon. — Ja wejdę pierwszy.
I ze zręcznością kota, wdrapał się po szczeblach.
— No! cóż tam widzisz? — zapytali u dołu towarzysze.
— Jakaś młoda dziewczyna, ale obca, nie miejscowa.
— Bardzo jest pokaleczona?
— Nic niewiem. Blada jak śmierć. Oczy ma zamknięte.
— Cóż myślisz robić dalej?
— Popróbuję... Może ją zniosę na rękach. Trzymajcie tylko mocno drabinę.
Dwaj stojący na dole robotnicy, podparli plecami drabinę. Simon postąpił jeszcze dwa szczeble. Zadanie jednak było nad jego siły. Niemiał żadnego punktu oparcia. Gałęzie za lada dotknięciem trzeszczały zginając się pod nadmiernym ciężarem.
— Do pioruna; — zawołał robotnik. — Nic tu nie poradzę... Mógłbym sam zlecieć, i ją pociągnąć za sobą! Co tu począć?
— Ja podam sposób, — rzekł po namyśle Grandchamps.
— No! gadaj!
— My pójdziemy ze sznurami na górę. Odnalazłszy