Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/877

Ta strona została przepisana.

Berta nie odzyskała przytomności. Jej oczy pozostawały zamknięte.
— Cudem prawdziwie ocalała od śmierci! rzekł do siebie Simon. Gdyby w rozpadlinie nie była napotkała rosnących krzaków, byłaby swoją piękną główkę roztrzaskała o twardy grunt kopalni.
Po półgodzinnem oczekiwaniu, podczas którego Simon trzeźwił ciągle lecz bezkutecznie Bertę nadeszli, doktór, komisarz z Bagnolet, oraz dwaj ludzie z lektyką.
W drodze, Grandchamps im opowiedział o całem zdarzeniu, i o sposobie w jaki wydostali nieznajomą z rozpadliny.
Doktór po ścisłem badaniu zawyrokował, że upadek był o tyle szczęśliwym, iż żadnego nie spowodował złamania ani zwichnięcia. Prawdopodobnie jednak wewnętrzny organizm ucierpiał więcej, ale dlatego obecnie stwierdzić nie było można. Z dwóch ran znajdujących się na ciele, żadna nie była niebezpieczną, jedna na głowie zadraśnieniem nazwaną być mogła, druga, na piersiach była cokolwiek głębsza, ale prócz znanego krwi upływu, niesprowadziła złych następstw.
Po opatrzeniu na prędce chorej, lekarz rozkazał odstawić ją do szpitala dla dalszej kuracyi.
— Jest to napewno ofiara ciekawości, wyrzekł komisarz. Biegnąc do pożaru, wpadła w jedną z owych zdradliwych zasadzek, jakich niedbała administracja kopalni nie każe nagrodzić. Kilkakrotnie występowała już o to na drodze urzędowej, ale bez skutku.
Przed umieszczeniem Berty w lektyce, komisarz kazał przeszukać jej kieszenie, sądząc iż może znajdzie jaką wskazówkę co do jej pochodzenia lub miejsca zamieszkania.
Nie znaleziono nic godnego uwagi. Był tylko klucz od mieszkania, portmonetka z drobną monetą i powzięty numer dorożki którą jechała.
— Wszystko to rzeczy nierozświetlające tej sprawy, mówił komisarz. Numer dorożki niczego nie dowodzi, mo-