Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/88

Ta strona została przepisana.

za lada sposobnością czepiają się do mnie. Unikaj więc kompromitowania mnie i siebie razem, i nie popieraj swoją wymową zaciętych naszych nieprzyjaciół.
— Broniłem, bo mi sumienie bronić go nakazywało...
— Tak, ale w tym razie milczeć było lepiej. Niezapominaj że jesteś jednym z rodziny de la Tour-Vandieu. Nierozważne tyle twe czyny, zgubić cię mogą.
— Co... co? zawołał Henryk miałyby mnie pozbawić szacunku uczciwych ludzi? — Nie! — w to nie wierze! — Mój klijent zamieścił w swoim dzienniku artykuł nakreślony według własnych szczerych przekonań. Forma jedynie tej polemiki była nieco za ostrą... Niemogłem mu odmówić pomocy jakiej żądał odemnie. Adwokat, tak jak ksiądz, zaopatrzony jest władzą pełnomocnictwa. Wszystkim z usługą spieszyć powinien, a szczególniej tym z oskarżonych, którzy według jego przekonania nie są winnymi.
— Podsądny znajdował się właśnie w tem położeniu, a trybunał podzielał moje zapatrywania, skoro go uwolnił od odpowiedzialności.
— Źle zrobił!... wykrzyknął książę.
— Niepodzielam ojcze twojego zdania...
— Z kąd u czarta nabrałeś zasad i zapatrywań tyle różniących się od moich? zawołał książę Jerzy. Byłżeby to wpływ hrabiego de Lilliers?
— Szanuję i kocham pana de Lilliers, odparł młodzieniec którego zapewne i ty poważać musisz, mój ojcze, skoro poszukujesz z nim związku chcąc mnie ożenić z jego córką, lecz co do zasad, nie słucham nikogo, mam je wyrobionemi sam dla siebie. Nie mówmy proszę już o tem... Bądź o mnie spokojnym... Niezapomnę nigdy że tobie ojcze zawdzięczam nazwisko de la Tour-Vandieu.
— Książę westchnął i zamilkł, nie został jednak przekonanym.