Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/881

Ta strona została przepisana.

— Młodą czy starą?
— Niewiadomo. — A rysopis tych ludzi?
— Niema go wcale.
— W takim razie, zawołał Baneal, będzie to szukanie igły w stogu siana.
— I ja tak sądzę, dodał Théfer. Ale nam nie wolno jest wygłaszać swoich uwag. Każą... szukać trzeba... Wypadek może tu przyjść w pomoc. Z resztą liczę na waszą przebiegłość.
Przy tych słowach rozeszli się każdy w swoją stronę.

XII.

Thefer wysełając agentów na wskazane im okolice, był jaknajmocniej przekonanym że żaden z nich nie trafi na trop właściwy.
Światło mogło zabłysnąć z jednej tylko strony, ale tę właśnie zachował on dla siebie.
Podczas gdy jego psy gończe trapiły zwierzynę, on najspokojniej wracał do domu, projektując że nazajutrz wybierze się do Bagnolet.
Pomimo swej inspektorskiej godności, niemógł lekceważąco traktować powierzonej sobie sprawy. Chociaż pozornie należało mu śledzić i dochodzić, by w razie jeżeli by go oddano pod dozór tajnego agenta, nie skompromitować się w obec władzy.
Wypocząwszy blisko godzinę w swojem mieszkaniu, wyszedł z tamtego przebrany za robotnika, zmieniony do niepoznania. Zależało mu na tem by w pole wyprowadzić agenta który by go śledził, i puścić się swobodnie na odszukanie Jana Czwartka.