Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/883

Ta strona została przepisana.

— Ja osobiście niemam do niego żadnego interssu, tłumaczył się Théfer. Pochodzimy tylko z jednych okolic, a jego brat uczciwy i porządny chłopiec, prosił mnie bym przyjechawszy do Paryża, odwiedził Jana. Oto powód dla którego go szukam.
— Nic panu na to nie poradzę; trzeba się gdzieindziej dowiedzieć... Nie mieszka tu już oddawna.
— Wyprowadził się zatem?
— Sądzisz pan że przechowujemy w naszym domu złodziei? Między porządnymi lokatorami taki nicpoń znajdować się niepowinien. Jak tylko wrócił z więzienia, zaraz mu się drzwi pokazało, a przyznać trzeba, nie dał sobie tego powtarzać dwa razy.
— A niewiadomo panu czasem gdzie się wyprowadził?
— Niewiem nie pytałem go o adres.
— Żałuję mocno, przez wzgląd na jego brata który mnie bardzo o widzenie się z nim prosił.
— Jedno tylko mogę panu powiedzieć, ciągnął dalej odźwierny, że nazajutrz po wymówieniu mieszkania, zabrał swoje manatki i wyniósł się wspomagany przez takiego samego zapewne jak sam włóczęgę którego nazywał Ireneuszem.
Théfer drgnął, jakby dotknięty iskrą elektryczną.
— Ireneusz!.. zawołał; mówiłeś pan... Ireneusz?
— Tak; czy i tego znasz pan także?
— Nie, ale jego nazwisko nie jest mi obce. Ireneusz Moulin... zdaje się?
Odźwierny wzruszył ramionami.
— Moulin... Tapin... wszystko mi jedno. Alboż ja na takie rzeczy mam czas uważać? W każdym razie winszuję pięknych znajomości!.. A teraz żegnam! — dodał, odwracając się i zatrzaskując drzwi swej stancyjki.
Théfar pozostawiony na ulicy, uczuł się być mocno zmięszanym! Wiadomość o Ireneuszu niemiłe na nim sprawiła wrażenie.