Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/888

Ta strona została przepisana.

żenie. Chęć posiadania tego pugilaresu, stała się jedynem wrażeniem młodego hultaja.
— Skoro sobie dobrze podchmieli, myślał, zabiorę mu ten skarb. Będzie sądził że zgubił go w drodze.
Mylił się jednak grubo w tym razie.
Jan Czwartek wesoły i swobodny jak ryba, pil za czterech, a nie było znać na nim najmniejszego odurzenia.
Język wprawdzie odmawiał mu nieco posłuszeństwa, a ociężałe powieki opadały na oczy bezwładnie, ale pomimo to, zachował całą przytomność umysłu, i od czasu do czasu zięgał do bocznej kieszeni, by się przekonać o obecności ciężko zdobytego mienia.
— Do czarta! — szepnął Mignolet. — jeśli tak będzie szło dalej, to już nic dla mnie w portmonetce nie zostanie. Ktoby przypuścił, że Czwartek ma tak mocną głowę. Trzeba mu dolewać, może się prędzej upoi.
Jan wypróżniał kieliszek po kieliszku, ale oczekiwane pijaństwo nie następowało.
Około jedenastej wieczorem, wszyscy biesiadnicy leżeli pod stołem. Mignolet tylko i Jan Czwartak trzymali się trzeźwo, żartując z nieprzytomnych.
Ta trzeźwość Czwartka, niepokoiła właśnie Mignoleta. Pragnął on za jaka bądź cenę spoić go należycie.
— Ha! ha! — to istne baby!... zaśmiał natenczas wskazując leżących na ziemi kolegów tylko my dwaj pić możemy... Dla nas dwóch jeszcze ta buteleczka.
To mówiąc, nalewał szampana, podsuwając kieliszek Janowi.
— Nalewaj że łotrze... — wołał Czwartek. — To wino pije się jak woda, i jak woda nic nie szkodzi!
— Tylko ma jedną wadę, że drogo kosztuje.
— Co ciebie to może obchodzić? Pieniądz jest dla tego okrągły żeby się toczył. Gdy go niebędzie, to znów przypłynie. Skoro woreczek zacznie się wypróżniać, napeł-