Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/89

Ta strona została przepisana.

— Kamerdyner mnie powiadomił, — zaczął po chwili Henryk zmieniając rozmowę, — iż nie będziesz jadł ojcze w pałacu śniadania?
— Tak; mam interesa na mieście. Wstąpię do którejkolwiek restauracji a potem udam się do Senatu. Masz że co więcej ze mną do pomówienia?
— Tak; chciałem zapytać czyś ojcze uczynił co w sprawie mojego przyjaciela Edmunda Loriot?
— A!.. tego młodego doktora, który ma tak śmieszne nazwisko?
— Być może iż to nazwisko jest śmieszne choć mnie ono takiem być się nie zdaje, wszak Edmund jest zacnym chłopcem, pełnym serca i talentu.
— Nie przeczę, skoro się nim tak gorąco zajmujesz. Otóż wczoraj za tem chodziłem, ale niestety niemogę ci udzielić żadnej wiadomości.
— A więc to miejsce lekarza w szpitalu Beaujou o jakie starałem się dla niego.
— Przyznanem zostało przed trzema dniami jednemu z jego współzawodników.
— Ach! jakaż fatalność?.. Ileż mnie to trapi i smuci! Być może iż dobry wybór zrobiono, wszak jestem przekonany że Edmund zasługiwał bardziej na tę posadę niż którykolwiek inny z jego kolegów. Jakież zarzuty mogli postanowić przeciw niemu?
— Jeden tylko... Zbyt młody wiek jego.
— Ma lat dwadzieścia jeden, to prawda, a ztąd niechcą wierzyć ażeby młody człowiek posiadał tyle wiedzy co trzydziestoletni mężczyzna. Jednak dla niektórych natur wybranych, lata pracy winny być liczonemi podwójnie. Edmund ma po za sobą naukę i doświadczenie starego doktora.
— Zapewniałem o tem, ozwał się książę, — ale mimo to, nic dla twego szkolnego kolegi otrzymać nie mogłem.